sobota, 3 maja 2014

Cz.3

   Marlena, jak zwykle wpadła do mnie po szkole, o czternastej czterdzieści osiem. Dzisiaj było wybitnie punktualnie, co dało mi rzadki powód do uśmiechu. Z tą dziewczyną nie lubiłam spędzać czasu ze względu na fakt, że łaknęła moich pieniędzy. Zdarzało się, że sto złotych zniknęło z mojej ławy w pokoju, majtki z mojej szuflady uciekały, widziane potem na jej dupie.. Była złodziejką uzależnioną od swojego czarnowłosego chłopaka.
   Popatrzyłam na jej brązowe włosy, gdzie nic mnie nie zdziwiło. Były przetłuszczone, miały nienaturalne odrosty. Oczy patrzyły łobuzersko na komputer, przy którym spędzi większość pobytu u mnie.
  Typowo narzuciłam na siebie puchaty kocyk od babci i uważnie przyglądałam się koleżance. Nie miałam serca powiedzieć jej, by oddała mi wszystkie moje rzeczy, które potajemnie schowała do swojej torebki, nie miałam serca, by powiedzieć jej, by szła do domu, bo nie mam ochoty na jej towarzystwo. była samotna, ja też po części byłam, więc postanowiłam dać jej szansę. Dać sobie szansę na zmniejszenie poziomu bycia zdaną sama na siebie.
  Marlena śmiała się, bo znowu rozmawiała z kimś przez kamerkę internetową, co mimo bycia ,,zajętą,, dawało jej frajdę. Często zdejmowała stanik, żeby dwudziestolatek patrzył na jej rzekome walory. Nie mogłam tego oglądać, wyszłam z pokoju- mojego pokoju, gdzie nie znałam swobody. Rodziców jak zwykle nie było w domu, młodsza siostra w przedszkolu, zaś brat u kolegi. Byłam pewna, że podkradał mi fajki, bo często zajeżdżał. Nie chciałam mówić tego mamie, bo z pewnością by mnie wydał, a tego chyba nie chciałam. Zadzwonił telefon po raz pierwszy od stu pięćdziesięciu lat. Utknęłam w bezsensownym dialogu ze znajomą z osiedla- prosiła, abym w końcu się ruszyła. Była to dobra okazja do pozbycia się Marleny. Delikatnie ją wyprosiłam dając jej dwadzieścia złotych,  żeby było łatwiej- wyszła, tak jak się spodziewałam, bez sprzeciwu. 
  Pomalowałam oczy, jak zwykle na czarno. Wyszłam bez zadbania o strukturę skóry, zębów, oraz poobgryzanych z nerwów paznokci. Zobaczyłam przed blokiem pewnego chłopaka, który idealnie trafiał w mój gust. Przedstawił się, jako Marek. Uśmiechnęłam się ze wstydem, bo moje imię nie było tak.. piękne. Rozmawiałam z nim bardzo często. Jesteśmy kumplami i co gorsza chyba mi się podoba.

piątek, 2 maja 2014

Cz. 2

   Przerzucalam skupiona kartka po kartce ksiazke, ktora
wciagnela mnie do reszty. Jezeli mowisz, ze ksiazki sa nudne..prawdopodobnie zle je czytasz. Tylko one zapewniaja mi bezpieczny swiat, w ktorym nie mozna sie zgubic. Maja jedyna wade.. kiedys sie koncza. Wszystko niestety sie konczy. Trzeba czasu- do wszytskiego trzeba czasu. Sadze, ze to wlasnie on jest zyciem- wszystko kreci sie wokol niego, to on wszystko niszczy, ale i tez wszystko naprawia. Sadze, ze jego uosobieniem jest Bog.
   Dzien mija po dniu, kazdy niesie cos, co powinno nas nauczyc, kazdy nasz krok zmienia bieg dalszych wydarzen, kazdy nasz krok jest gdzies zapisany. Boje sie przyszlosci... Jej nie nalezy sie bac, wiem, ale mimo wszystko strach mnie przewyzsza, rozdziera mnie. 
   Otworzylam laptopa  jak zwykle weszlam na facebooka. Moglam odpoczac piszac ze swoja przyjaciolka- rodzicow nie bylo. Wyciagnelam paczke papierosow z pokrowca ze skrzypcami, wyszlam na balkon i zaczelam palic. Zawsze robilam to, gdy czulam sie zalamana. Dobrze wiem, ze nie nalezy to do normalnych czynnosci typowej szesnastolatki. Mama o tym nie wiedziala, jakos nie czulam sie na silach, zeby powiedziec jej, ze nie jestem jej idealna coreczka.
   Mialam blond wlosy- naturalne. Nie lubilam ich, odkad je skrocilam coraz bardziej mnie denerwowaly. Oczy zielone, bylo to rzadkoscia w moim miescie, choc chwile czulam sie wyjatkowa. Normalna budowa, jak mowi babcia. Nie. Nie bylam normalnej budowy- bylam gruba, cholernie grube uda, cholernie wielkie biodra. Nie mialam chlopaka. Nie mialam, mimo, ze tak strasznie o nim marzylam. Posiadalam pamietnik.


 23.05.2012
Dzisiaj placze przez caly dzien. Nie moge wykrzesac tego, czym sie ciesza ludzie. Pieniadze niszcza ludzi, niszcza w tym przypadku mnie. 

  Tak jak zwykle poszlam do lodowki, z racji glodu, ktory dawal sie we znaki poprzez tak zwane burczenie. 
   Tesknilam za moja przyjaciolka. Mieszkala kiedys nade mna, niestety sprawy materialne sprawily, ze ulokowala sie z rodzina na drugim koncu miasta, przez co nasze kontakty lekko sie zamglily. Zawsze mi powtarzala, ze jestem piekna i, ze zasluguje na wszystko, co najlepsze. Tesknie za nia, powtarzam sobie codziennie, ze ona jednak mieszka w tej ruderze, i ze gdy napisze ona zaraz bedzie obok mnie. Nie, jednak jej nie bedzie. Nikogo nie bedzie, nie mam nikogo. 


Cz. 1

   Nigdy nie zastanawialam sie, jak chcialabym sie zabic, lecz wiem, ze takowe czyny wyswietlaly sie na pelny juz pulpicie moich mysli.
   Mowili mi w szkole, ze mam wszystko, czego potrzebuje czlowiek- pieniadze, pelna rodzina, rodzenstwo, idealny dom.
   Nic nie bylo idealne- wszystko bylo inaczej, niz oczekiwalam. Pieniadze nie rekompensuja powoli rozbijajacej sie rodziny- matka z ojcem.. coz oni w rutynie mieli juz zapisane klotnie. Rodzenstwo? Faworyzowane gnojki. I nie, to nie jest tak, ze mi sie wydaje. Zawsze najwiecej milosci ma najmlodszy- na ironie bylam najstarsza. Odkad ojciec dostal awans nasz dom zmienil sie diametralnie. Opowiem wam moja historie, ale tylko w tej czesci.

   Dawno, dawno temu zyla sobie szczesliwa rodzina- nie mieli oni pieniedzy, jednak mieli cos, co traktowali, jako wynagrodzenie. Mieli milosc. Brat- Jasiek nie przepadal w teorii za swoimi siostrami- najstarsza Adrianna, oraz najmlodsza Karolina, jednak, gdy ktorejs z nich dziala sie krzywda gotow byl skoczyc za nie w ogien. Ojciec- Antoni... szanowal kazdego, przede wszystkim kobiete swojego zycia- Marie.
   Codzien rano kazde z dzieci budzilo sie z wyrazna checia do zycia, cala rodzina siadala przy stole cieszac sie swoim wzajemnym towarzystwem.
Tyle
A teraz co? Teraz.. totalne przeciwienstwo.